Wybierając najlepsze seriale 2015 roku, podobnie jak w przypadku zestawienia filmów, zaprosiliśmy do głosowania dziennikarzy piszących dla Stopklatki.pl. Zarówno ich głosy, jak i typy redakcji, były wyjątkowo zgodne w przypadku numeru jeden, natomiast walka o każde kolejne miejsca była naprawdę zacięta. To najlepszy dowód na to, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy miłośnicy produkcji w odcinkach nie mieli na co narzekać - chyba, że na brak czasu, by być ze wszystkim na bieżąco. Prezentujemy nasze zestawienie najlepszych seriali 2015 roku!
10. "Narcos" (Netflix)
Krwawa wojna domowa, zamachy na polityków, absurdalne rozgrywki na najwyższych szczeblach władzy i wszechobecna korupcja - "Narcos" to dowód na to, że historia czasami wystarcza, by napisać świetny scenariusz. Opowieść o życiu Pablo Escobara, barona narkotykowego, który doprowadził Kolumbię do ruiny, jest piekielnie wciągająca. Ciężko uwierzyć, że to co widzimy na ekranie, miało miejsce w rzeczywistości. Fakt realności wzmacniają prawdziwe zdjęcia i archiwalne materiały oraz to, że bohaterowie w większości scen mówią w ojczystym języku. Dominuje więc nie język angielski, lecz hiszpański, co nadaje całości niesamowitego latynoamerykańskiego klimatu. A to wszystko dopełnia znakomite aktorstwo.
ZOBACZ TAKŻE: Najlepsze seriale
"Better Call Saul" miał przed sobą bardzo duże wyzwanie - ciążyła na nim presja kultowego już "Breaking Bad". Vince Gilligan, twórca obu produkcji, udowodnił jednak, że nie ma rzeczy niemożliwych. Historia prawnika Jamesa McGilla (późniejszy Saul Goodman) nie jest już być może takim powiewem świeżości jak historia Waltera White'a, jednak czuć tutaj niezwykle charakterystyczny klimat. Znów mamy tutaj dużo czarnego humoru, ale przede wszystkim pełnokrwiste, nieszablonowe postacie, które znakomicie ciągną całą historię.
8. "Mr. Robot" (USA Network)
To jedna z największych niespodzianek 2015 roku. Początkowo można było odnieść wrażenie, że otrzymamy serial o hakerze walczącym z korporacjami, jednak szybko się okazało, że pod płaszczykiem prostej opowieści znajduje się coś znacznie więcej. Dawno nie było serialu, który wzbudzałby tak wiele emocji - każdy, nawet najmniejszy detal był szeroko komentowany, zaś wszelkie tropy i nawiązania do innych dzieł popkultury miały jakieś znaczenie. Na świeżość składały się również wszelkie detale techniczne - sposób kręcenia i montaż rodem z filmów Davida Finchera robiły olbrzymie wrażenie. Wisienką na torcie był Rami Malek - główny bohater z charakterystyczną facjatą.
W 2015 roku pożegnaliśmy się z "Parks and Recreation", na szczęście gwiazdy tej produkcji nie próżnują. Aziz Ansari przygotował dla Netflixa jeden z ciekawszych debiutów serialowych tego roku - "Master of None". Główny bohater, Dev, to singiel po trzydziestce, który próbuje znaleźć miłość w Nowym Jorku. Pomagają mu w tym uroczy przyjaciele, z którymi chętnie poszlibyśmy na piwo. "Master..." jest trochę jak "Louie" bez goryczy i "Dziewczyny" bez absurdalnych oraz niedorzecznych sytuacji. Serial ma kilka fantastycznych momentów, które prowokują do ciekawych refleksji. Ostatni odcinek zapowiada, że najprawdopodobniej doczekamy się drugiego sezonu produkcji. Jeżeli będzie co najmniej tak dobry jak pierwsza seria, będzie można mówić o sporym sukcesie.
Wszystko, czego dotknie się David Simon nosi znamiona geniuszu. Trzeba jednak zaznaczyć, że jest to twórca, który nie ułatwia życia ani producentom, ani szefom HBO, z którym jest związany, ani widzom. Nie inaczej jest tym razem. "Kto się odważy" to inspirowany prawdziwymi wydarzeniami sześcioodcinkowy miniserial, którego bohaterem jest nowy burmistrz miasta Yonkers, stający przed poważnym wyzwaniem – zgodnie z orzeczeniem sądu federalnego, ma wybudować tanie mieszkania komunalne w zamieszkałej przez białe, zamożne rodziny dzielnicy miasta. Budzi to falę niepokojów i eskalacji przemocy na tle rasowym. Choć format "Kto się odważy" zakłada, że nie będzie drugiego sezonu, ten społeczno-polityczny dramat podejmujący najtrudniejsze problemy współczesnej Ameryki jest dowodem na to, że HBO nie straciło impetu i nadal pozostaje stacją, która wiedzie prym w dostarczaniu widzom najbardziej prowokacyjnych i trudnych produkcji.
Choć krótszy o kilka odcinków niż zazwyczaj, "Louie" powrócił z klasą. Jego twórca, który odpowiada w tym serialu w zasadzie za wszystko, popchnął go tym razem w nieco smutniejszą stronę. Nie oznacza to jednak, że piąty sezon nie jest zabawny. Jest tu po prostu więcej egzystencjalnego ciężaru i mniej pocieszenia niż zazwyczaj. Wszystko to wynika ze szczerości, z jaką Louis C.K. obserwuje, a następnie opowiada o świecie. W piątym sezonie ponownie dostaliśmy to, za co kochamy ten serial – płynne połączenie absurdalnego humoru z głęboką refleksją na temat prawdziwego życia. Oby szósty przyszedł jak najszybciej. "Louie", jesteś jedyny w swoim rodzaju.
Kilka miesięcy po obejrzeniu trzeciego sezonu "House of Cards" możemy spojrzeć na sprawę z odpowiednim dystansem. Na pewno nie był to najlepszy sezon. Jednakże trudno nie docenić wielu świetnych momentów, jakie mogliśmy oglądać w najnowszych odcinkach. Niezaprzeczalną gwiazdą tego rozdania była Robin Wright, co zostało zresztą potwierdzone nominacją do Złotego Globu. "House of Cards" mogło się niektórym nieco uprzykrzyć przez niechciane skojarzenia z polityką z naszego podwórka. Mamy nadzieję, że w czwartym sezonie wszystko wróci na właściwe tory.
Amerykańscy naukowcy donoszą o dość groźnej przypadłości nazywanej "Syndrom odstawienia Mad Men". Osoby cierpiące na to schorzenie ubierają się w świetnie skrojone garnitury / sukienki lub spódnice w kształcie litery A, popijają whisky lub gimlety, a w ich słuchawkach brzmią głównie Bob Dylan, The Zombies, The Kinks oraz Santo & Johnny. Najgorszym problemem jest jednak fakt, że opisane wyżej przypadki wciąż łudzą się, że wiosną 2016 usłyszą "Previously on Mad Men..." i słynny już motyw skomponowany przez RJD2. Otóż stanie się to tylko, jeśli zdecydują się na ponownie oglądanie wszystkich siedmiu sezonów. Czy warto? To najbardziej retoryczne z retorycznych pytań. Matthew Weiner w 2015 roku ostatecznie zasłużył sobie na naszą dozgonną wdzięczność.
Netflix porwał się na coś naprawdę dużego - wspólnie z Marvelem postawił na realizację serialu superbohaterskiego zupełnie na poważnie. Odrzucił to, co dotychczas charakteryzowało inne produkcje Marvela, czyli dużą dawkę humoru, a postawił na mrok i brutalność. Nie dość, że się udało ("Daredevil" był chętniej oglądaną produkcją niż "House of Cards"), to całość dodatkowo posiadała znakomity scenariusz, niejednoznacznych i wyrazistych bohaterów drugoplanowych, i co najważniejsze - zauroczyła tych widzów, którzy dotychczas raczej stronili od opowieści o superbohaterach.
Pierwszy sezon serialu ujął nas swoim klimatem i, choć nie podbił szerszej publiczności, pozostaliśmy mu wierni, głównie z powodu tajemnicy, która jest w centrum wydarzeń. Okazało się, że było warto. To, co jego twórcy pokazali nam w drugim sezonie uważamy za mistrzostwo. "Pozostawieni" to intrygujący, trzymający w napięciu i niebywale poruszający serial, który jest przy tym niezwykle oryginalny. Rzadko zdarza się, by serial produkowany dla komercyjnej telewizji poruszał tak uniwersalne filozoficzne, moralne, społeczne i metafizyczne problemy. Drugi sezon "Pozostawionych" robi to bez wahania, ani na sekundę nie popadając w banał. Jest przy tym wspaniale zagrany, a ścieżka dźwiękowa idealnie doń dopasowana. Jeśli jeszcze nie znacie tej produkcji – koniecznie po nią sięgnijcie.
"Fargo" powróciło i zrobiło to w wielkim stylu! Jeśli myśleliście, że po pierwszej serii nie da się już z tej konwencji wycisnąć nic ciekawego, to byliście w olbrzymim błędzie. Znakomita obsada aktorska (fenomenalna Kirsten Dunst), przepiękne zdjęcia (ach, te zimowe pejzaże Minnesoty), czarny humor wylewający się z ekranu i cały ciąg tragikomicznych zdarzeń - to się ogląda z wypiekami na twarzy. Na ekranie obserwujemy nie tylko bohaterów w charakterystycznych ubraniach i fryzurach z lat 70. (afro, bokobrody i dzwony rządzą!), ale również specyficzny montaż kojarzący się z tamtą epoką. Te wszystkie drobne elementy sprawiają, że "Fargo" jest w stanie zauroczyć każdego od pierwszego wejrzenia. Niech ostateczną rekomendację będzie fakt, że na Rotten Tomatoes po pierwszym odcinku tylko jeden krytyk przyznał produkcji niższą ocenę, przez co serial miał... 99% pozytywnych recenzji.
Ten news ma więcej niż jedną stronę. Zobacz kolejne.